Autor książki o Wisławie Szymborskiej, a zarazem sekretarz noblistki – Michał Rusinek był gościem spotkania autorskiego w naszej bibliotece, które odbyło się 21 września. Wieczór zgromadził rekordową publiczność, uczestnicy zapełnili nie tylko niewielką czytelnię, ale także wszystkie korytarze i pomieszczenia służbowe. Autor niezwykle ciekawie, z wielkim taktem, ale zarazem dowcipnie, opowiadał o latach spędzonych z poetką, „To, jaką była osobą, można zaobserwować po trybie jej życia. Kontynuowała tradycję tzw. salonów literackich. Zapraszała gości do siebie i urządzała takie regularne spotkania. Dobierała gości – 10-12 osób, tak, żeby mogli ze sobą prowadzić rozmowy. Kulinarne sprawy były na drugim miejscu, chociaż zachwycały ją ówczesne nowinki kulinarne - np. możliwość zamówienia do domu pizzy czy jedzenia od „chińczyka”. Rzadko udzielała wywiadów. Często przyjeżdżali do niej dziennikarze zagraniczni, zwłaszcza wtedy, gdy jej książki ukazywały się w innym kraju. Czasami odpowiadała na zadane pytanie w ten sposób - – mówiła – To jest dobre pytanie, ale nie odpowiem na nie, tylko napiszę wiersz. Polecam też książkę biograficzną, którą o Wisławie Szymborskiej napisały Joanna Szczęsna i Anna Bikont „Pamiątkowe rupiecie”. Nie bardzo lubiła wyjeżdżać. Wyjeżdżała dwa razy do roku: do Lubomierza i do Zakopanego. Tam jej się bardzo dobrze pracowało. Była związana z znakomitym prozaikiem Kornelem Filipowiczem i zachęcam Państwa do lektury pozycji „Najlepiej w życiu ma twój kot”, która jest zbiorem korespondencji tej pary. Korespondowali ze sobą, pisząc listy…dwa razy dziennie i w tych listach umawiali się…, kiedy do siebie zadzwonią, co w dzisiejszych czasach jest szokujące. Zadebiutowała wierszem pt. „Szukam słowa”. Jest taka legenda, że Szymborska idąc do redakcji „Dziennika Polskiego” ze swoim pierwszym wierszem, powiedziała, że jeżeli jej nie wydrukują, to nie będzie poetką, tylko ilustratorką. Miała talent rysowniczy, ilustrowała m. in. książkę swojego przyszłego męża Adam Włodka. Nie zarzuciła twórczości artystycznej, tworzyła kartki pocztowe, tzw. wyklejanki, czyli po prostu kolaże. Pozostawiła po sobie niewiele rękopisów. Nie lubiła pozostawiać śladów. Pisała w ten sposób, że robiła takie nieczytelne notatki do wiersza. Z punktu widzenia historyków literatury nie są one rękopisami. Rękopisem jest maszynopis, bo dopiero, gdy siadała do maszyny, nadawała ostateczny kształt swoim utworom, ewentualne zamieszczała dopiski odręczne. Często odwiedzający ją poeci pytali:, Czym Ona piszą, na czym pisze? To było takie magiczne myślenie, że jak będę pisał tym samym, to dostane nagrodę Nobla. Pisała najtańszym długopisem i pisała na wszystkim, – oszczędzając - jako dziecko PRL-u każdy skrawek, - na niewykorzystanych kartkach, kartonikach z rajstop, trudno to dzisiaj komuś wytłumaczyć. Cały czas pisała. Wiedziała, że jej ostatnia książka będzie miała tytuł „Wystarczy”
Michał Rusinek - literaturoznawca, tłumacz, pisarz, autor książek dla dzieci. Był przez kilkanaście lat, aż do śmierci poetki, jej sekretarzem. Z wielkim taktem i subtelnością opisał spotkania z tą niezwykłą osobowością w książce pt. „Nic nadzwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”.
Spotkanie zorganizowano w ramach projektu Instytutu Książki pod nazwą Dyskusyjne Klubu Książki.
Array